Michał Plichta
Marketing
we współczesnej kulturze
„Marketing
to
robienie ludziom wody z mózgu”,
„Przekonują ludzi, że dzięki jakiemuś
produktowi staniesz się lepszy, podczas, gdy to np. zwykły jogurt albo
zwykłe
jeansy” – takie opinie o marketingu są bardzo
popularne. Ale skoro nikt nie
lubi reklam i nikt im nie ufa, to co sprawia, że jednak działają? Czemu
firmy
wydają na tę część swojej działalności miliardy dolarów
rocznie? Może marketing
odpowiada na takie potrzeby konsumentów, z
których sobie nie zdajemy sprawy?
Zdaniem współczesnych socjologów
konsumpcja XX i XXI wieku oznacza nie tylko nabywanie dóbr,
pożywianie się, ale
także „konsumowanie” pewnych kodów,
które
mówią nam „kim być” i „jak
żyć”.
Współczesny marketing stara się więc stwarzać takie kody i
kojarzyć je z danymi
produktami – myślę „Bądź sobą”, myślę
„Pepsi”. Czy zawsze tak było? A jeśli
nie, to na czym polega zmiana? Warto zwrócić uwagę na dwa
procesy.
Przez całe wieki ludzie
postrzegali swój sukces jako efekt czynników
„widocznych na zewnątrz” (np. tego
w jakiej rodzinie się urodzili) oraz konkretnych zachowań. U zarania
ery
nowoczesności, gdy tworzyły się zręby rynku w obecnym słowa tego
znaczeniu, w
XIX w., burżuazja (czyli grupa społeczna, która ten rynek
kształtowała),
osiągnąwszy status materialny zapewniający zaspokojenie potrzeb
egzystencjalnych, zaczęła się interesować sobą jako osobami –
swoim wnętrzem.
Ukoronowaniem tego okresu było powstanie psychoanalizy Freuda. W tych
czasach
najważniejszy wydawał się „charakter” –
dojrzałość, odpowiedzialność,
pracowitość, samokontrola.
layout: drota